Podczas spotkanie formacyjnego naszego klubu 9 kwietnia ks. kapelan przypomniał sylwetkę bł. Jana XXIII i jego związki z Częstochową i Jasną Górą
(Bł. Jan XXIII z bp. Zdzisławem Golińskim - drugi biskupem ordynariuszem diecezji częstochowskiej w latach 1951-1963, fot. archiwum 'Niedzieli')
W 1981 roku nt. papieża Jana XXIII w "Biuletynie KIK-u" ukazał się artykuł Zofii Kosińskiej.
Publikujemy poniżej ten artykuł dzięki życzliwości p. Gabrieli Żyły córki śp. Zofii Kosińskiej.
Droga
kleryka Angelo Roncalli do świętości
Jako subdiakon biorący udział w uroczystościach w bazylice św. Piotra obserwuje „możnych tego świata”. Widok oszałamiającego przepychu nie olśnił go ani zachwycił.
Zofia Kosińska
(Bł. Jan XXIII z bp. Zdzisławem Golińskim - drugi biskupem ordynariuszem diecezji częstochowskiej w latach 1951-1963, fot. archiwum 'Niedzieli')
W 1981 roku nt. papieża Jana XXIII w "Biuletynie KIK-u" ukazał się artykuł Zofii Kosińskiej.
Publikujemy poniżej ten artykuł dzięki życzliwości p. Gabrieli Żyły córki śp. Zofii Kosińskiej.
Stefan
Kardynał Wyszyński, Prymas Polski, po śmierci Jana XXIII napisał:
„Nasza
obecność tutaj jest świadectwem wielkiej i głębokiej czci dla człowieka, który
wprawdzie odszedł, ale pozostał w naszych myślach i w naszej miłości. Bóg,
Dawca chwały, pozwoli wcześniej czy później, że będziemy oglądać go na
Ołtarzach, jako wzór najbardziej potrzebny współczesnemu światu”.
Trudno
jest pisać o człowieku wielkim i godnym czci, o którym tak wiele już napisano,
aby nie powtarzać prawd wszystkim znanych. Pisząc o człowieku świętym boję się
popaść w ckliwą hagiograficzną manierę, zaś oschłe podanie faktów z jego życia
niewiele nam tę postać przybliży. Nie będę również opisywała jego curriculum
vitae, bo jest wszystkim dobrze znane. W miarę skromnych możliwości starała się
będę przedstawić jego przeżycia wewnętrzne i trudną drogę do świętości.
Przewodnikiem moim w odkrywaniu jego fascynującej osobowości będą jego
pamiętniki, które nazwał „Dziennikiem duszy”.
W
zeszycie za trzy soldy czternastoletni kleryk Angelo Rocalli przybyły z wioski
Sotto il Monte do seminarium w Bergamo zaczął spisywać swoje uwagi,
spostrzeżenia, sądy i postanowienia na „drodze do wieczności”. W pamiętnikach
pisanych „na gorąco” odsłonił cały proces stawania się świętym. Jako
dorastający chłopiec postawił przed sobą wyraźny cel życia i zdecydowanie do
niego dążył. Celem tym była świętość. Pamiętnik swej duszy pisał do końca
życia.
Młodziutki
Roncalli nie tylko umiał sprecyzować swój cel życia, ale posiadał wielką
sztukę, mianowicie umiał nie tylko czynić postanowienia, ale z żelazną
konsekwencją realizować je w codziennym życiu. Praktyczny umysł, zdrowy
chłopski rozsądek wskazywał mu drogę do celu nie tylko przez doskonalenie
wewnętrzne, przez kontemplację, ale i przez naukę i pracę. Uczył się pilnie,
chociaż zbyt zdolnym nie był, mierne a później dobre postępy w nauce osiągał
przez wielką wytrwałość i pracowitość.
Dążąc
do doskonałości pilnie przypatrywał się wzorom. Wzorami tymi byli: św. Alojzy,
św. Franciszek Salezy, św. Stanisław Kostka i inni święci. Naśladowanie tych
świętych sprawiało mu trudności. Czuł, że w naśladowaniu innych jest coś
sztucznego, nawet niemożliwego do zrealizowania. Dręczyły go te
trudności, aż zrozumiał, że jego indywidualne cechy różnią się od „wzorów”, że
trzeba iść własną drogą i stworzyć własną koncepcję świętości: „Z cnót świętych
muszę wybrać to, co istotne, a nie rzeczy przypadkowe. Nie jestem świętym
Alojzym i nie muszę się uświęcić w ten sam, co on sposób, lecz tak, jak wymaga
moje odmienne jestestwo, mój charakter i moje warunki. Nie mogę być sztywną i
martwą kopią choćby nawet najdoskonalszego wzoru”.
Jako
dziewiętnastoletni młodzieniec z okazji Roku Świętego 1900-go podczas
rekolekcji snuł refleksje, kim jest człowiek, chrześcijanin, kleryk, jaką
wartość ma ludzka dusza, co znaczy nosić w sobie obraz samego Boga. Zastanawiał
się nad zagadnieniem wieczności. Budził w sobie ufność w pomoc Miłosierdzia
Bożego. „Posiadam duszę! Co za dostojeństwo! Nie jestem kamieniem, rośliną, czy
zwierzęciem. Jestem człowiekiem dzięki duszy. Dzięki duszy promień oblicza Boga
odbija się we mnie: pamięć czyni mnie podobnym do Ojca, rozum do Syna, a wola
– do Ducha Świętego. Mało tego, dusza ludzka ma wartość nieskończoną,
ponieważ jest ceną krwi Boga. Stąd nawet dusza człowieka pierwotnego jest
cenniejsza niż wszystkie bogactwa tego świata”.
W
tym samym okresie w „Dzienniku duszy” spotykamy refleksje na temat
modlitwy i pracy. „Trzeba pracować z miłością, ponieważ tego żąda od nas Bóg.
Prowadząc z Jezusem w Nazarecie życie ukryte, oddane modlitwie przygotowuję się
do doskonalszego wypełnienia misji, która mnie czeka, misji mądrości i miłości
oraz zasłużę sobie na otrzymanie od Jezusa jaśniejszej korony apostolstwa.” W
zwierzeniach Angela często pojawiają się pragnienia życia ukrytego –
„skromnego, cichego, dalekiego od zgiełku świata”.
W
tym samym roku (1900) składa uroczystą obietnicę Sercu Jezusowemu, że Mu się
poświęci bez granic. Angelo w swych rozmyślaniach doszedł do wniosku, że
świętość nie jest stanem, ale dążeniem do coraz wyższej doskonałości. W imię
tej prawdy nigdy nie mówił: już wystarczy, poprzestanę na dotychczasowych
zdobyczach duchowych, ale starał się, by każdy dzień życia był następnym
krokiem do osiągnięcia zjednoczenia z Bogiem.Uduchowienie
młodego kleryka nie miało zrozumienia u ludzi. Nawet własna matka nie rozumiała
syna i to było nieraz powodem cierpienia obojga.
W
drodze wyróżnienia za pilność w nauce Angelo Roncalli zostaje skierowany z
Bergamo na Uniwersytet św. Apolinarego w Rzymie. Warunki tej uczelni były
bardzo skromne, mieszkanie brzydkie i ponure, jedzenie liche. Te braki młody
kleryk rekompensował sobie zwiedzając zabytki Rzymu, chłonąc piękno sztuki.
Dziennik z tego okresu zawiera uwagi dotyczące pokus, które młodego,
przystojnego kleryka osaczają. Także Angelo łapie się na uczuciu miłości
własnej. Te ujemne zjawiska potrafi w sobie opanować i po walkach wewnętrznych
osiąga spokój umysłu i serca. Wzywa też często Matkę Bożą i św. Józefa, swojego
drugiego patrona, aby życie upływało w niewinności i było zawsze bezpieczne.
Przełomowym
wydarzeniem w życiu Angela było powołanie do wojska (1901 r.). Służba wojskowa
nie była dla niego trudna, był przyzwyczajony do surowego życia, posłuszeństwa
i karności. Jednak jego wrażliwa natura nie znosiła brutalności, z którą
spotykał się wśród kolegów. Oderwanie od życia duchowego sprawiało mu ból. W
tej sytuacji dawała mu pociechą świadomość, że musi poznać różne środowiska
jako przyszły duszpasterz i powinien wiedzieć o ujemnych stronach życia.
Po
odbyciu służby wojskowej wrócił na studia. Podczas częstych rekolekcji walczył
z sobą, aby nie popadać w roztargnienie i lenistwo. „Potrzeba mi więcej
gorliwości. Nie chodzi o to, bym spełniał rzeczy wielkie i nadzwyczajne, ale
bym codziennie swoje obowiązki doskonale wypełniał, zwłaszcza, gdy chodzi o
zjednoczenie z Jezusem i pamięć o Marii”.
Angelo
jak prawdziwy Włoch był gadatliwy. Stara się więc o powściągliwość języka.
Przede wszystkim nakłada na siebie obowiązek niewypowiadania sądów, opinii,
krytyki i nieobmawiania nikogo. Wyrabia w sobie wielką zaletę dyskrecji.
Dyskrecja stała się jedną z dewiz w jego życiu i dobrze mu służyła do końca
jego dni.
11
kwietnia 1903 r. otrzymuje święcenia subdiakonatu. Myśli i uczucia, jakie
nurtowały go w tym dniu zawarł w swym pamiętniku: „Wybacz mi, Panie, że
przytłoczony, onieśmielony hojnością Twych łask, nie umiem należycie Ci
podziękować. Cały ten okres Wielkanocny będzie dla mnie jednym wielkim świętem,
w którym dusza moja uciszona wewnętrzną radością będzie się rozkoszowała
słodyczą obcowania z Tobą.”
W
zapiskach Angela pojawia się pojęcie „prawdziwej wolności”.
Wolnością
jego jest możliwość wyboru właściwej drogi życiowej. „Jako nowy subdiakon
oddany
oficjalnie wobec Kościoła sprawie Chrystusa, Jego służbie, poczułem całym
jestestwem, czym jest prawdziwa wolność, ta święta wolność, którą On na wyjednał
przez swą chwalebną śmierć i zmartwychwstanie”.
Jako subdiakon biorący udział w uroczystościach w bazylice św. Piotra obserwuje „możnych tego świata”. Widok oszałamiającego przepychu nie olśnił go ani zachwycił.
Angelo
potrafi zachować dystans wobec zewnętrznego splendoru i ocenić istotną wartość
człowieka. Zastanawia się nad losem biednych ludzi, których życiu powinien
poświęcić więcej uwagi. W zbrataniu z maluczkimi dużą rolę odgrywa zwykła
ludzka solidarność.
Angelo
przypomina sobie, jak boso chodził do szkoły, a jego rodzina to ubodzy chłopi.
Wielkim
wydarzeniem w życiu Kościoła i świata było ukazanie się encykliki Leona XIII
„Rerum novarum”. Postępowy dziewięćdziesięcioletni Papież ostatnie swoje
spojrzenie skierował na stan robotniczy, który znajdował się w nędzy i
poniżeniu. Angelo przyznaje się w swoim „Dzienniku”, że w tym czasie był
jeszcze nie przygotowany do pracy duszpasterskiej wśród robotników. Hasła
encykliki głęboko go poruszyły: „O, jakże kwestia społeczna, która dotyczy nie
tylko spraw materialnych ale i duchowych, wszystkie dyskusje niepokojące
umysły, skargi wydziedziczonych, gorączkowa praca dusz apostolskich, walki,
rozczarowania i zwycięstwa, jakże to wszystko wydaje mi się godne uwagi i
zainteresowania, żarliwych postanowień i czynów”.
Nowy
rok akademicki 1903/1904 miał być zakończony święceniami kapłańskimi. Angelo
przed tym wielkim wydarzeniem odbył dziesięciodniowe rekolekcje. Wspominając o
nich w „Dzienniku” tak pisze: „Będę tym kim Pan chce, abym był. Myśl o życiu w
zapomnieniu, w ukryciu, we wzgardzie u ludzi, znanym jedynie Bogu, jest
niewątpliwie przykra i miłość własna przed tym się wzdraga. A jednak nigdy nie
dokonam tego, czego Bóg ode mnie oczekuje, dopóki takie życie nie stanie się
nie tylko dostępne, ale drogie i pożądania godne, choćbym się miał do tej myśli
przymusić…”. „Jak mogę myśleć o jutrze, o pracy dyplomowej, o doktoracie, o
tylu innych głupstwach, kiedy Bóg nie zagwarantował mi nawet dnia dzisiejszego,
a co dopiero dalszych? Muszę spełnić jak najgorliwiej to wszystko, czego Bóg
ode mnie w danej chwili żąda i Jemu powierzyć troskę o przyszłość. Muszę oswoić
się z myślą o śmierci, bowiem ona jest mistrzynią życia. Będę się wystrzegał
przywiązania do czegokolwiek, nawet do drobiazgów przez wzgląd na dzień, w
którym będę zmuszony to wszystko opuścić, a sam będę opuszczony przez wszystko
i wszystkich”.
W
„Dzienniku duszy” kryją się nieprzebrane skarby miłości do Boga i bogactwa
życiowej mądrości. Nie jestem w stanie opisać całego procesu doskonalenia się
tego wielkiego człowieka, gdyż ramy niedużego artykułu nie pozwalają mi
na to. Reasumując przytoczę z pamiętnika osiemdziesięcioletniego już starca –
wielkiego Papieża Jana XXIII.
W
dniach 10-15 sierpnia 1961 r. w Castel Gandolfo, w oderwaniu od wszelkich
wiadomości i zajęć, robiąc jakby generalny rachunek sumienia tak napisał: „Ze
wzruszeniem powracam myślą do dnia moich święceń 1904 r.w kościele Santa Maria
in Monte Santo. Dusza raduje się z ogromu łask Bożych, a jednocześnie czuję się
upokorzony z małego wysiłku”. (Siły żywotne Jana XXIII były tak wielkie,
że nie czuł ciężaru swoich gigantycznych prac). A dalej wspomina: „Kiedy w dniu
28 października 1958 r. kardynałowie Świętego Kościoła Rzymskiego powierzyli
mi, choć miałem już wtedy 77 lat, odpowiedzialność za rządy w Owczarni
Chrystusowej, mniemano powszechnie, że będę papieżem tymczasowym, przejściowym.
Ja natomiast stoję już u progu czwartego roku pontyfikatu i mam przed sobą
perspektywę potężnego programu do zrealizowania w obliczu całego świata, który
patrzy i oczekuje. Osobiście jestem w położeniu św. Marcina, który śmierci się
nie lękał ani żyć się nie wzbraniał. Muszę być jednakowo gotowy na śmierć jak i
na życie długie, jakiego Panu spodoba się udzielić. Na wszystko zawsze odpowiem
– tak. U progu 80-ciu lat muszę być przygotowany i na śmierć i na życie, a obu
przypadkach muszę dbać o własne uświęcenie. Skoro wszyscy nazywają mnie Ojcem
Świętym uważając, że to jest główny mój tytuł, muszę i chcę nim być naprawdę”.
Częstochowa,
w maju 1981 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz